Co dalej z uniwersum filmowym DC?
W uniwersum filmowym DC wytwórni Warner Bros., które od lat próbuje powtórzyć kinowy sukces disney'owskiego Marvela, zaszły ostatnie spore zmiany. Po pierwsze: w końcu udał im się film (mowa tu rzecz jasna o "Wonder Woman"), a po drugie ulubieniec geeków, Joss Whedon, przejął ster nadzoru nad kolejnymi produkcjami z rąk Zacka Snydera, który do tej pory (wespół z żoną Deborah), trzymał pieczę nad całym filmowym uniwersum. To dobry moment, by zastanowić się co dalej?
Nadchodząca "Liga Sprawiedliwości" może zarówno powtórzyć sukces "Wonder Woman", jak i artystyczną porażkę "Batman v Superman" |
Komiksom spod znaku DC nie brakuje nic w porównaniu do marvelowskiej konkurencji. Mało tego - Batman czy Superman są tak samo, albo nawet bardziej rozpoznawalni niż Spider-Man czy Iron Man. Potencjał widowiskowych, porywających widzów przygód, został już kilka razy dobrze wykorzystany przez sprawnych reżyserów (czego dowodem jest chociażby trylogia "The Dark Knight" Nolana). Problem w tym, że Warner Bros tym razem się spóźniło. Disney jako pierwszy przeniósł marvelowskie komiksy na ekran w formie uniwersum, zaczynając od pojedynczych przygód, a na filmach zbiorczych ("Avengers") kończąc. Warner nie mógł zrobić tego samego, by nie zostać posądzonym o plagiat. Dlatego zastosowano odwrotną metodę - nie licząc supermanowego prequela "Man of Steel", zaczęto od zbiorczej opowieści ("Batman v Superman"), by z niej wyjść w stronę indywidualnych historii. Widzowie może by i to łyknęli, gdyby nie macki Zacka Snydera, który postanowił uczynić filmy DC znacznie "mroczniejsze" i poważniejsze niż lekkie marvelowskie opowiastki. Niestety Snyder, którego stylistyka świetnie się sprawdzała dekadę temu ("300"), tym razem rozminął się z oczekiwaniami widowni. Filmy DC nie były ani tak rozrywkowe jak Marvele, ani również tak dojrzałe jak chociażby snyderowscy "Watchmeni" z 2009 roku, stojąc gdzieś pośrodku obydwu nurtów.
Z Bena Afflecka jako Batmana śmiał się nie tylko Joker |
"Suicide Squad", mimo efektownej obsady (wliczając w to wizualne objawienie Margot Robbie jako Harley Quinn), powtórzył grzechy "Batman v Superman" - chaos w scenariuszu, nielogiczności, przesyt postaci i wątków oraz brak spójności historii w ramach jednego filmu. Twórcy często zapominają, że każdy film będący częścią jakiegoś cyklu musi przede wszystkim bronić się sam w sobie i być zrozumiały dla początkującego widza! Tymczasem wstawki w rodzaju sceny snu Batmana z dziwną wizją przyszłości, która być może zostanie wyjaśniona w nadchodzących produkcjach, póki co nie mają sensu nawet dla doświadczonego geeka. Może właśnie dlatego "Wonder Woman" jest tak udaną produkcją - akcja filmu rozgrywa się w oderwaniu od głównego nurtu uniwersum, stanowiąc zamkniętą i spójną całość. Nie jest też przy tym tak straszliwie pompatyczna, jak chociażby przygody Supermana. Być może to pokazuje, że producenci zrozumieli swój błąd i w końcu dostrzegli, że dobre uniwersum filmowe musi wykuwać się samo, zbiorowym wysiłkiem, a nie być programowane od początku do końca w głowie jednego człowieka.
Czy reboot uniwersum to jedyne rozwiązanie? |
No i to dochodzimy do wspomnianego człowieka. Dotknięty rodzinną tragedią Snyder postanowił się wycofać, oddając władzę w ręce Jossa Whedona. Warto zaznaczyć, że Whedon, który ma na koncie kultowe produkcje "Buffy the Vampire Slayer" i "Firefly", to marvelowski dezerter. Nakręcił wcześniej dla Disneya "Avengers" i "Avengers: Age of Ultron", ale narzekał przy tym na krępowanie swobody twórczej, dlatego też w końcu wypisał się ze stanowiska reżysera trzeciej części i przeszedł do konkurencji. Przecieki z planu "Ligi Sprawiedliwości" głoszą, że Whedon wprowadził daleko idące zmiany, w tym rekordowo długie dokrętki scen, skutkujące zapewne całkowitym przemontowaniem filmu. To moment próby dla uniwersum DC. Jeśli weteran taki jak Whedon, człowiek któremu ufają fani i wielkie studia, nie podoła próbie podniesienia Batmana i Supermana z otchłani niebytu, trudno uwierzyć że Warner Bros. będzie dalej pompować miliony dolarów w niepopularną serię filmową. To naprawdę ostatni gwizdek, bo moda na filmy superbohaterskie zdaje się powoli przemijać. A może po prostu w umysłach widzów jest miejsce tylko na jeden świat superbohaterów i najzwyczajniej w świecie DC od początku stało na przegranej pozycji? Odpowiedź poznamy w listopadzie.
P.S. Ale nawet zakładając najgorszy scenariusz, nie mamy co się martwić. Sam Batman jest na tyle potężną ikoną popkultury, że na pewno za dekadę czy dwie jeszcze wróci na ekrany. Choć może niekoniecznie w gumowym wdzianku Bena Afflecka.