"Renegades" ("Renegaci")
O czym to jest: Amerykańscy komandosi kradną złoto nazistów z ogarniętej wojną Bośni.
Wniosek: Takie sobie. Ani złe, ani dobre.
Recenzja filmu:
Kojarzycie "Złoto dla Zuchwałych"? Albo "Złoto Pustyni"? Jeśli tak, to już wiecie o czym jest film "Renegaci". Po raz trzeci chodzi o to samo: dzielni amerykańscy wojacy znajdują górę sztabek złota i postanawiają je zagarnąć dla siebie. I podobnie jak w kultowym "Złocie dla Zuchwałych" chodzi o nazistowskie złoto, choć akcja filmu dzieje się w czasie wojny w Bośni w 1995 roku.
"Renegaci" to więc nic innego niż tzw. heist movie, a więc film "o napadzie". I choć trailer zapowiadał dobrą strzelankę, nie dajcie się zwieść. Wprawdzie pierwszy akt filmu dziejący się w Sarajewie jest całkiem niezły, to już kolejne zmieniają się w klasyczny film przygodowy. Domyślam się, że sporo widzów mogło być zdezorientowanych - poszli na męskie kino, a otrzymali familijną, wesołą przygodę w stylu "Ocean's Eleven", choć o wiele mniej ciekawą. Przyznaję wprawdzie, że ucieczka czołgiem jest bardzo udana i mimo że nie przebija podobnych wyczynów Agenta 007 w "GoldenEye", to daje się zapamiętać. Niestety cała reszta filmu jest płaska, bez wyrazu i na domiar złego okraszona wyjątkowo słabą, mało odkrywczą końcówką. Scenarzyści ewidentnie poszli po najmniejszej linii oporu i to niestety widać.
To zadziwiające, ale Sullivan Stapleton z filmu na film robi się coraz gorszym aktorem! Powinno być na odwrót, prawda? W "Strike Back" był całkiem niezłym, choć mułowatym protagonistą. Potem w "300: Rise of an Empire" jako Temistokles zaprezentował antycznego herosa, ale o charyzmie księgowego. Z kolei w "Renegatach" miał problem z wymówieniem choćby jednego, pełnego zdania. Jego walka z liniami dialogowymi była z góry skazana na niepowodzenie... Dodam zresztą, że obsada to największa wada całego filmu. Otrzymaliśmy tylko dwójkę wysokiej klasy aktorów: J.K. Simmonsa w roli dowódcy wojsk NATO i kultowego Ewena Bremnera jako pilota śmigłowca (i to mówiącego z amerykańskim akcentem!). Niestety cała reszta to ewidentna liga B światowego kina. Najsmutniej było patrzeć na grupkę pięciu kolesi o sylwetkach modeli, przebranych za komandosów SEALS. Nawet nie próbowali udawać, że są wyszkolonymi zabójcami. Przykładowo obsada "13 Hours" albo "Lone Survivor" wyglądała tak, że mucha nie siada (choć to mogła byś zasługa zarostu). A te wymuskane chłoptasie? Ech.
"Renegatów" da się oglądać... ale za bardzo nie wiem po co. To nie jest zły film, tyle że nic nie wnosi do światowego kina. Liczyłem na więcej.
Wniosek: Takie sobie. Ani złe, ani dobre.