"Table 19"
O czym to jest: Grupa nieznajomych spotyka się przy weselnym stoliku dla niechcianych.
Wniosek: Całkiem relaksująca obyczajówka. Ale bez fajerwerków.
Recenzja filmu:
Tegoroczny sezon weselny możemy już chyba uznać za zakończony. To zatem doskonała okazja, by pochylić się nieco nad problemem ślubnej logistyki, a konkretnie listy oraz rozmieszczenia gości. Osobiście byłem na kilkunastu weselach (wliczając własne) i poza jednym wesołym przypadkiem, gdzie nie było przydzielonych miejsc dla gości - których, dodajmy, było na tym weselu prawie trzysta - zawsze czekała na mnie winietka z moim nazwiskiem. Czasem miejsce w którym mnie posadzono było dość niefortunne, a czasem wręcz przeciwnie - udało się w ten sposób nawiązać znajomości, które trwają do dziś.
W Polsce z naszą tradycją podłużnych ław problem jest i tak mniejszy niż w amerykańskim zwyczaju okrągłych stolików. O tym opowiada film "Table 19". Główna bohaterka filmu zostaje "wygnana" do ostatniego stolika nr 19, przy którym posadzono wszelkiego rodzaju odrzuty, jakie zabłąkały się na liście gości. Często zdarza się, że wśród weselników znajdzie się jakiś kuzyn, wujek, sąsiadka czy kolega z pracy, którego trzeba było zaprosić, ale gdyby odmówił, to nikt by się nie zmartwił. Taki też jest skład tytułowego Stolika nr 19: eks-niania Pana Młodego, kuzyn na przepustce z więzienia, jacyś znajomi rodziców oraz młody syn innej pary znajomych. No i oczywiście Anna Kendrick w roli głównej bohaterki Eloise - pozbawiona tytułu druhny eks-dziewczyna świadka, a jednocześnie brata Pana Młodego. Już po pierwszym kwadransie nasi bohaterowie zorientują się, że przychodząc na tą uroczystość stracili tylko czas, a Państwo Młodzi są im zupełnie obojętni. I co wtedy?
Jak można się domyślać, "Table 19" to w zasadzie komedia romantyczna z lekką nutką dramatu. Nie jest to film bardzo głęboki, na dodatek pełen klisz (posiada chociażby ograną w setkach filmów scenę dramatycznego wyznawania miłości w ostatniej możliwej chwili), ale jest w nim pewien urok. Być może to zasługa Anny Kendrick, a może tego, że twórcy nie próbowali udawać, że ich dzieło jest czymś więcej niż prostym kobiecym kinem. A nawet tak lubujący się w akcji widz jak ja odnalazł w "Table 19" sporo relaksującej frajdy. To kino w sam raz na wieczór we dwoje, z kilkoma cennymi (choć mało oryginalnymi) przemyśleniami na temat życia i związków. Obejrzeć, dobrze się bawić, zapomnieć.
Wniosek: Całkiem relaksująca obyczajówka. Ale bez fajerwerków.