"Miami Vice" ("Policjanci z Miami") [1984]

O czym to jest: Przygody policjantów z wydziału obyczajowego w Miami.

policjanci z miami serial recenzja 1984 don johnson

Recenzja serialu:

Dziś pewnie wszyscy mają na głowie wizytę w lokalu wyborczym, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by po spełnionym obywatelskim obowiązku pozwolić sobie na odrobinę przyjemności przed ekranem! Niedzielne jesienne wieczory to najlepszy możliwy termin na sięgnięcie do klasyki. Takiej jak "Miami Vice"!

Mało jest seriali, które odcisnęły swój ślad w popkulturze w tak wielkim stopniu, że wyznaczyły trend ubioru! A na początku nic nie zapowiadało aż takiego sukcesu. "Miami Vice" miał być kolejnym serialem o policjantach i złodziejach, w którym dobrzy gliniarze łapali złych bandytów. Niby nic odkrywczego, ale jednak umieszczenie akcji w egzotycznym Miami oraz nadanie lżejszego tonu okazało się strzałem w dziesiątkę. Policjanci z Miami nie zajmowali się bowiem morderstwami i gwałtami (przynajmniej nie na początku), ale - jak przystało na gliniarzy z obyczajówki - łapali dilerów i przemytników narkotyków. Dzięki prawu pozwalającemu na rekwirowanie majątku przestępców do celów służbowych żyli również na poziomie - jeździli sportowymi samochodami, pływali szybkimi motorówkami i nosili garnitury Armaniego. Ten właśnie styl - bajecznie drogie marynarki zarzucone na t-shirty dopasowane do luźnych bawełnianych spodni, zainspirował projektantów ubrań i ostatecznie przeszedł do historii jako element mody lat 80. Cóż za impakt kulturowy!

"Miami Vice" to również początek wielkiej kariery Dona Johnsona, kontynuowanej później w serialu "Nash Bridges" (który stylistycznie wygląda niemal jak sequel "Miami Vice"). Johnson jako detektyw Crockett, mieszkający na żaglówce z oswojonym aligatorem Elvisem, to jedna z policyjnych ikon w dziejach telewizji. Mniej przypadł mi do gustu jego partner, a więc kochliwy detektyw Tubbs, niemniej przyznaję że obydwie postacie świetnie się uzupełniały. Muszę też wspomnieć o wspaniałym Edwardzie Jamesie Olmosie jako wiecznie ponurym (i ubranym na czarno) poruczniku Castillo - ten aktor na ekranie nigdy mi się nie znudzi!

Serial potrafi wciągnąć nawet doświadczonego współczesnego widza, choć ostrzegam - pełen jest dłużyzn, lirycznych wstawek i teledyskowego klimatu rodem z ówczesnej MTV (nic zresztą w tym dziwnego, bo wystąpiła w nim cała plejada gwiazd muzyki). Ponadto mniej więcej w okolicy drugiego sezonu, co stwierdzam ze smutkiem, producenci zarzucili lekki ton opowieści i zaserwowali znacznie poważniejsze, ponure przygody ze sporą ilością trupów w tle. Dobrą strzelanką oczywiście nigdy nie pogardzę, jednak obawiam się, że w ten sposób zgubiono część unikalnego klimatu "Miami Vice". Dlatego nie namawiam, by obejrzeć ten serial w całości. Ale zdecydowanie warto spróbować choć kilka pierwszych odcinków.

Wniosek: Klasyczne kino policyjne i wyznacznik pewnej epoki stylu.


Copyright © Jest Kultowo! , Blogger