"Batman Returns" ("Powrót Batmana")
O czym to jest: Batman walczy z Pingwinem (z Catwoman w tle).
Wniosek: Wizualnie spektakularne i na wskroś komiksowe!
Recenzja filmu:
Po oszałamiającym sukcesie "Batmana" widownia żądała sequela - i nic dziwnego. Takie awangardowe widowiska kręci się raz na dekadę! Z miłym zaskoczeniem stwierdzam, że "Batman Returns" osiągnął to, co potrafi niewiele kontynuacji, czyli zachował wszystko co dobre z oryginału, dodając zarazem nowe atrakcyjne elementy. Więcej, mocniej, szybciej - to motto tego filmu. Druga część serii Tima Burtona jest tak samo dobra, a wielu aspektach nawet lepsza od pierwszej.
Michael Keaton nadal jest tym samym uroczym, sympatycznym playboyem którego polubiliśmy w 1989 roku (moje osobiste spostrzeżenie jest takie, że to chyba jedyny Batman w historii kina, który nie jest aroganckim bubkiem). Ale ponownie, to nie on wysuwa się w tym filmie na pierwszy plan. O jakości superbohatera świadczy zawsze siła jego wrogów. W tym wypadku głównym czarnym charakterem jest Danny DeVito jako Pingwin, zmutowany człowiek rodem z koszmarów, którego brzydocie dorównuje wyłącznie jego okrucieństwo. Pingwin jest po prostu doskonały do filmu w takiej konwencji! Od wyglądu, przez mimikę, po gesty i kostium - to co Danny DeVito odstawił na planie zdjęciowym powinno być pokazywane w szkołach aktorskich jako przykład doskonałego wcielenia się w graną postać. Zagrać tak groteskowego bohatera i zrobić to w pełni na poważnie - do tego trzeba prawdziwego talentu!
Ale Pingwin to nie wszystko, bo dla mnie sercem tego filmu jest Michelle Pfeiffer jako Catwoman. Wiele aktorek próbowało przedstawić tą postać na ekranie, ale żadna nie może się równać temu, co zrobiła Pfeiffer. Jest wspaniale szalona, groźna i seksowna, czyli dokładnie taka, jaka powinna być. Wszystkie inne wcielenia Catwoman w innych filmach teraz i w przyszłości mogą wyłącznie próbować jej dorównać. A jej kostium, pozszywany ze skrawków materiału! Po prostu cudo!
Oczywiście tak jak pierwszy "Batman", również "Batman Returns" jest na wskroś komiksowy, do tego stopnia że niektóre kadry wyglądają jak żywa adaptacja papierowych rysunków. I ponownie, jeśli tylko przymkniecie oko na konwencję (sławna scena z pingwinami z rakietami na plecach), będziecie się fantastycznie bawić. Szkoda, że Timowi Burtonowi nie było dane nakręcić trzeciej części, a Michaelowi Keatonowi raz jeszcze włożyć gumowego wdzianka nietoperza. Ale jeśli macie niedosyt, to KONIECZNIE obejrzyjcie sobie po tym filmie "Birdmana". Podziękujecie mi później.
Wniosek: Wizualnie spektakularne i na wskroś komiksowe!