"The Mandalorian"
O czym to jest: Łowca nagród spotyka dziecko z niezwykłymi talentami.
Wniosek: Bardzo fajny kosmiczny western!
Recenzja serialu:
Wiele „mądrych głów” wieszczyło zmierzch dominacji serii „Star Wars” po klapie finansowej filmu „Solo”. Jak mogli tak pomyśleć – nie wiem. Jedna porażka finansowa (bo na szczęście nie jakościowa), to jeszcze nie powód by wieszczyć zgubę całej franczyzie! Mimo to wytwórnia Disney’a postanowiła wówczas zmodyfikować strategię i zamiast kolejnych filmów w kinach zacząć produkować seriale aktorskie. W ten sposób planowany od lat pomysł filmu o Bobie Fettcie ewoluował w serial „The Mandalorian”.
Ale to nie Boba Fett jest jego głównym bohaterem – nie dajcie się zwieść! Bohaterem opowieści jest bezimienny łowca nagród będący Mandalorianinem, czyli przedstawicielem legendarnej kultury opancerzonych, zamaskowanych wojowników, dla których wojna i honor stanowią podstawę egzystencji. Wspomniany łowca podczas swojej misji trafia na dziecko, przedstawiciela kosmicznej rasy doskonale znanej wszystkim widzom świata „Star Wars”. Tak rozpoczyna się jego odyseja, podczas której nasz bohater zmierzy się ze starymi i nowymi demonami, a także własną wizją tego jak funkcjonuje galaktyka. I to wszystko w konwencji powolnego, klimatycznego westernu (żeby nie powiedzieć – spaghetti westernu).
Co ciekawe „The Mandalorian”, a zwłaszcza jedna z jego postaci, zdobył szaloną popularność na całym świecie mimo że w większości oficjalnie nie jest emitowany! Kanał streamingowy Disney+, na którym można obejrzeć serial, jest aktualnie dostępny wyłącznie w USA, Kanadzie, Australii, Nowej Zelandii i Holandii. Jednak Internet nie zna granic, a zwłaszcza nie znają ich memy. W ten sposób cały świat wie już o tej produkcji, choć nie miał okazji jej zobaczyć. Jeśli to nie świadczy o nośności motywów „Star Wars”, to nie wiem już co mogłoby nią być. Co ciekawe sukces serialu zaskoczył nawet jego twórców, nieco przyćmiewając premierę „The Rise of Skywalker”. Ale Disney dobrze wie co robi, dlatego „The Mandalorian” dostał już drugi sezon, a w planach są przynajmniej dwa kolejne seriale na Disney+. Trzeba kuć mandaloriańską stal póki gorąca!
Tyle otoczki, a teraz parę słów o fabule. „The Mandalorian” zastosował inne podejście do uniwersum „Star Wars” niż chociażby „Ostatni Jedi”. Zamiast zaskakiwać widza nieoczekiwanymi zwrotami akcji postawiono na pełną schematyczność i powtarzalność motywów. W skrócie wygląda to tak, że jeśli widz oczekuje że coś się wydarzy w serialu, to właśnie się wydarza. Nie ma tu żadnych zaskoczeń ani niespodzianek. Zazwyczaj by mi to przeszkadzało, ale wrodzoną cechą „Star Wars” jest powtarzanie raz za razem tego samego schematu bajki w kosmosie, tyle że w innej oprawie. Jeśli komuś to nie pasuje to nie ogląda tego wcale, a wszyscy pozostali widzowie bawią się znakomicie! Ja również mogę się bardzo ciepło wyrazić o jakości „The Mandalorian”. Miłym akcentem była ogromna ilość smaczków i nawiązań, zwłaszcza do animowanych seriali „The Clone Wars” i „Rebels”. I choć scenografia miejscami była dosyć pusta i prosta (budżet telewizyjny to jednak nie hollywoodzka superprodukcja), to czuć było w tym wszystkim wielką miłość twórców do całego uniwersum. A to wystarczy!
Kolejną ogromną zaletą jest gra aktorska. To może być przełomowa rola Pedro Pascala, który w ostatnich latach coraz wyżej wspinał się w rankingu popularności, a teraz prawdopodobnie będzie gwiazdą pierwszego formatu. Podobnie należy docenić Ginę Carano w roli eks-komandoski, która łączy w sobie siłę potężnego bicepsu i unikalnego seksapilu. Cieszy mnie też obecność kultowego Carla Weathersa, a także legendarnego Wernera Herzoga! Takiej obsady pozazdrościłaby niejedna produkcja. Z taką ekipą, fantastyczną i niebagatelną ścieżką dźwiękową oraz samym Jonem Favreau na stołku showrunnera nie mogło się nie udać.
„The Mandalorian” to znakomita rozrywka dla widza w każdym wieku – od dzieci po starych wyjadaczy. Znam przypadki, gdzie przed ekranem zasiada cała rodzina w pełnym przekroju wiekowym, z wypiekami na twarzy śledząc przygody tajemniczego Mandalorianina. I właśnie o to chodzi w „Gwiezdnych Wojnach”!
Wniosek: Bardzo fajny kosmiczny western!