"Love, Death & Robots" ("Miłość, Śmierć i Roboty")
O czym to jest: Antologia animowanych krótkometrażówek z robotami (i nie tylko) w tle.
Recenzja serialu:
Antologie science fiction - jeśli są dobrze zrobione - bywają najlepszym co stworzył ten gatunek kina. Tak naprawdę by pokazać pełną wizję jakiegoś pomysłu na świat przyszłości, albo wskazać kierunek rozwoju technologicznego, nie trzeba pełnowymiarowej produkcji. Wiedzą o tym pisarze, tworząc chętniej krótkie opowiadania SF niż opasłe powieści. Wiedzą to też filmowcy - najlepsze przykłady rewelacyjnych antologii to choćby "Black Mirror" czy też znane mojemu pokoleniu "The Outer Limits". Teraz trzeba do nich dołączyć również "Love, Death & Robots"! Produkcja liczy aktualnie trzy sezony, składające się odcinków o różnej długości - od kilku do kilkunastu minut - z czego każdy stworzyło inne studio animacji i inni artyści. Dlatego też jak to przy antologii bywa, jedne epizody są lepsze, a drugie gorsze. Dla celów niniejszej recenzji wybrałem wyłącznie te najlepsze (w kolejności alfabetycznej), których żaden szanujący się fan gatunku nie powinien przegapić! Zaczynamy.
Pierwsza historia w tej recenzji pochodzi z trzeciego sezonu i dotyczy tematów, jakich bym się nie spodziewał w takiej antologii! W alternatywnym świecie statek rybacki podróżuje po niegościnnych, groźnych morzach. Na pierwszy rzut oka nasuwają się skojarzenia z "Moby Dickiem" albo "Wilkiem Morskim" - i nie bez powodu. Jednak w tym świecie przeciwnikiem rybaków nie jest wieloryb, ale gigantyczny, diabelski krab kojarzący się z Cthulhu we własnej osobie. Co się stanie, gdy potwór zawrze sojusz z jednym z rybaków? Co zrobi reszta załogi? I czy ocalenie własnego życia jest równoznaczne z oceleniem duszy? Kocham wszelkiego rodzaju tematy marynistyczne i może dlatego ten odcinek tak bardzo mi się spodobał - a może po prostu jest tak dobry! Tak czy siak, oglądanie tej historii było prawdziwą frajdą!
Następnie przechodzimy od ciekawej opowieści w czystym klimacie science fiction, gdzie ludzkość przemieszcza się w kosmosie za pomocą statków wyposażonych w napęd umożliwiający skoki nadprzestrzenne. Ale co jeśli skok pójdzie nie tak, a statek wyląduje nie tam gdzie powinien? Jak odnajdzie się w tym załoga? I czy to, co zobaczą na miejscu jest na pewno tym, co istnieje naprawdę? Polecam tą historię ze względu na trzy elementy: realistyczną animację (mój ulubiony rodzaj!), niezły twist fabuły w finale oraz sporą dozę naturalizmu, która akurat w tym miejscu nieźle pasuje. Chciałbym kiedyś obejrzeć pełnowymiarowy animowany film science fiction w tym klimacie!
To bez wątpienia mój faworyt i ulubiony odcinek całego serialu! Co ciekawe, większość widzów najbardziej go krytykuje, ale to nie pierwszy raz gdy staję w opozycji do mainstreamu. Druga ciekawostka: odcinek stworzyło Platige Image, polskie studio animacji stworzone przez Tomasza Bagińskiego (którego przedstawiać nie trzeba). I choć nie jest to typowa komputerowa animacja, to efekty (a zwłaszcza kolory) są w niej po prostu obłędne! Dla tych co mają problem z interpretacją fabuły opowiadającej o dwóch komiwojażerach, którym popsuł się samochód pośrodku amerykańskiej pustyni, podpowiem: Dedal i Ikar. Teraz łapiecie?
To z kolei bardzo ciekawy odcinek, bo jako jedyny nie jest animacją, a fabularną krótkometrażówką (z bardzo fajną obsadą - Elizabeth Mary Winsted i Topher Grace!) z elementami animacji. Każdy zna żart z brodą polegający na tym, że jeśli ktoś zostawi jedzenie w lodówce zbyt długo, to zdąży ono rozwinąć własną cywilizację, prawda? No to "Ice Age" bierze ten koncept na poważnie! A gdyby tak rzeczywiście było? A ponadto czas w lodówce płynąłby inaczej niż w "realnym" świecie? Czy tamtejsi mieszkańcy popełniliby te same błędy? A może to my możemy się nauczyć czegoś od nich? Bardzo ciekawe filozoficzne rozważania - choć z przymrużeniem oka, rzecz jasna.
Kolejna historia w naszym zestawieniu dotyczy coraz bardziej popularnego w kinie motywu wojny w Afganistanie. Oddział komandosów wkracza do jaskini, gdzie talibowie ukrywają zakładnika. Jednak zamiast przeciwnika amerykańscy wojacy znajdują tylko obgryzione kości... Jak się okazuje, w tej jaskini mieszka ktoś jeszcze. Pamiętacie odcinek "Bad Traveling" i nawiązania do Cthulhu? Tutaj mamy je ponownie, choć w innych - ale równie krwawych - okolicznościach. Czy ktokolwiek ujdzie z życiem z tego starcia? Tempo, akcja, realistyczna animacja - takie animowane kino SF uważam za najlepsze! Znakomite i proszę o więcej!
"Life Hutch"
Realistyczna animacja komputerowa nieuchronnie zmierza do momentu, w którym będzie nie do odróżnienia od kina fabularnego. Pytanie co wtedy? Pewnie jak zawsze wygrają pieniądze i będziemy oglądać filmy w takiej technologii, która przyniesie jak największy zysk przy jak najmniejszych kosztach. A póki co możemy podziwiać niesamowity kunszt grafiki komputerowej, która potrafi przynieść takie cudeńka jak "Life Hutch". To opowieść o świecie przyszłości, w którym ludzkość toczy kosmiczną wojnę z inną rasą. Jeden z pilotów rozbija się na planetoidzie, na której czeka tytułowy automatyczny schron - miejsce w którym można spokojnie czekać na ekipę ratunkową, a dołączony do schronu robot zapewni pilotowi bezpieczeństwo. Co jednak gdy robot się popsuje i uzna rozbitka za wroga? Odcinek to świetne, naturalistyczne i pełnokrwiste kino science fiction, w którym główną rolę (użyczając twarzy i głosu) zagrał Michael B. Jordan! Polecam, robi wrażenie.
A to zaś przykład jednego z lepszych militarnych science fiction, jakie widziałem! Klimatem jest bardzo blisko do takich klasyków jak "Starship Troopers", "Space: Above and Beyond" oraz "Edge of Tomorrow". Młoda pilotka prosto ze szkoły lotniczej dla kosmicznych Marines otrzymuje swój pierwszy statek - lądownik o feralnym numerze 13, który do tej pory pogrzebał już dwie załogi. I zaczyna się prawdziwa kosmiczna akcja: strzelaniny, pojedynki lotnicze z kosmitami, obce planety i tyle heroizmu, ile da się zmieścić w kilkunastu minutach fabuły. Rewelacja! W połączeniu z realistyczną animacją robi to ogromne wrażenie, a mi pozostaje w głowie marzenie, by kiedyś poznać tą historię w pełnowymiarowym formacie.
A to z kolei humorystyczna opowiastka o pewnym szkockim farmerze toczącym wojnę ze szczurami. Gdy szczury wskakują na kolejny etap ewolucji i w obronie przed farmerem zaczynają używać strzał, ten sięga do najnowszej technologii - śmiercionośnych dronów! To rozpętuje konflikt, który bez przesady można nazwać Wielką Szczurzą Wojną Ojczyźnianą. Kto wygra: bezduszna technologia czy odwaga szczurzych powstańców? Jak można się domyśleć pełno w tym czarnego humoru, ale i analogii do współczesnego świata i konfliktów zbrojnych. Bardzo mi się podobało i co ważniejsze - na końcu tej opowiastki czekało niezłe przesłanie! Polecam zdecydowanie i do rozrywki, i do przemyśleń.
Jeśli lubicie klimaty rodem z "Blade Runnera", to ten odcinek jest dla Was. W tej dystopijnej przyszłości ludzie poznali sekret nieśmiertelności. Jest jednak mały haczyk: posiadanie dzieci jest zakazane. Tropieniem nieprawomyślnych zajmuje się specjalny oddział policji, który dokonuje likwidacji "niechcianych" małoletnich. Odcinek wstrząsnął mną do głębi, jako że sam jestem ojcem małego dziecka. Głównym bohaterem opowieści jest posępny, doświadczony detektyw (rzecz jasna noszący prochowiec i kapelusz rodem z klasycznych filmów noir), który zaczyna mieć rozterki związane z wykonywanymi obowiązkami. Czy odrzuci nieśmiertelność, by znów stać się człowiekiem? Przekonajcie się sami!
To następny warty wspomnienia odcinek szczycący się realistyczną animacją. Fabuła opowieści kieruje nas do czasów współczesnych i niekończącej się wojny w Afganistanie. Jedyna różnica jest taka, że w tej historii w szeregach US Army służą... wilkołaki! A konkretnie żołnierze obdarzeni mocą likantropii, którzy są doskonałymi zwiadowcami, obdarzonymi nadludzką siłą i sprawnością. Niestety ich "koledzy" z wojska nie patrzą na nich zbyt przychylnie - a znając ludzką psychologię jestem pewien, że dokładnie tak by to wyglądało w rzeczywistości... A co gorsza, wilkołaki znajdują się nie tylko wśród Amerykanów!
A skoro przy realistycznej animacji jesteśmy, warto wspomnieć i o tym epizodzie, ponownie zabierającym nas do dalekiej przyszłości, gdzie ludzie (i to poważnie zmutowani ludzie) kolonizują inne planety. Na jednym ze światów mieszka niejaki Snow - albinos, którego mutacja powoduje natychmiastowe gojenie ran i faktyczną nieśmiertelność (coś jak u Wolverine'a w "X-Menach"). Podobnie zresztą jak wspomniany Wolverine, Snow również chce by wszyscy dali mu święty spokój. Niestety jego życzenie nie zostanie spełnione, gdy jego tropem ruszą łowcy organów (ciekawe czy to nawiązanie do ponurego, współczesnego losu albinosów w Tanzanii), a w życiu Snowa pojawi się tajemnicza kobieta. Pełne akcji, dobrze zagrane (w głównej roli Peter Franzén, czyli król Harald z "Vikings"), z ciekawym zwrotem akcji na samym końcu. Takie kino science fiction tygryski lubią najbardziej!
Hasła "cyberpunk" nie trzeba aktualnie specjalnie przedstawiać, głównie za sprawą mocno wyczekiwanej gry polskiej produkcji. Modna w latach 80. stylistyka cyberpunku zaczyna ostatnio wracać do łask, a "Sonnie's Edge" jest jednym z jej przejawów. W tej dystopijnej przyszłości ludzie-cyborgi sterują wielkimi potworami, które walczą ze sobą w ringu. Ale czasem prawdziwym potworem nie jest ten, który na takiego wygląda, a i motywacje kierujące bohaterami mogą zaskoczyć niejednego. Podobnie jak w przypadku wielu odcinków z mojego zestawienia w tym też króluje realistyczna animacja, dodajmy BARDZO naturalistyczna, nie skąpiąca krwi czy zmysłowego seksu. Robi wrażenie.
To zaś jest dość oryginalne podejście do tematu mechów, czyli wielkich robotów sterowanych przez schowanego w ich wnętrzu ludzkiego operatora. Tym razem wątek mechów pojawia się w dość przewrotnej opowieści, gdzie grupa na wskroś amerykańskich farmerów musi bronić swoich domów i gospodarstw przed krwiożerczymi potworami. Heroizm rodem z wielkich prerii, kraciaste koszule, shotguny, jeansy, łopoczący gwiaździsty sztandar i zapach chleba kukurydzianego... Czegóż chcieć więcej? Jest akcja i zabawa, to na pewno!
Z tym odcinkiem wracamy do pełnokrwistego science fiction, w którym w dalekiej przyszłości ludzie odkrywają kosmos i jego cuda. Jednym z nich jest tytułowy Rój - zawieszona w pasie planetoid cywilizacja przypominająca mrowisko, w której koegzystują tuziny różnych gatunków. Dwójka naukowców (uwaga, w jednej z ról Rosario Dawson!) rozpoczyna badania Roju. Jednak co się stanie, gdy da o sobie znać ludzka arogancja i chęć ujarzmienia mocy i tajemnic Roju do własnych celów? To bardzo mądra historia z przesłaniem, mówiąca o tym że ludzkość nie może i nawet nie powinna próbować wszystkiego kontrolować, bo może się to skończyć bardzo źle...
A to z kolei epizod który dosłownie zmiótł mnie z nóg - nie tylko za pomocą realistycznej animacji (którą jak już się domyślacie uwielbiam!) czy militarystycznego zacięcia, ale przede wszystkim pomysłu na historię! W tym oto świecie w trakcie II wojny światowej specjalne oddziały Armii Czerwonej przemierzają bezkresną syberyjską tajgę, by walczyć z potworami jako żywo przypominającymi demogorgony ze "Stranger Things". Jest więc tajemnica, jest akcja, są potwory, pełnokrwiste i wiarygodne (choć animowane) postacie i klimat jakich mało! Ogląda się to rewelacyjnie i jest to chyba odcinek, do którego wracam najczęściej. To również marzyłoby mi się w formie pełnowymiarowego filmu kinowego!
Lubię, gdy twórcy animacji science fiction potrafią się bawić konwencją, umiejętnie łącząc ze sobą różne okresy historyczne i motywy. W tym wypadku udało im się nakręcić całkiem niezły - fabularnie i wizualnie - horror osadzony mniej więcej w realiach drugiej połowy XIX wieku. Pośrodku bezkresnego morza trawy staje pociąg. Jeden z pasażerów wysiada zaczerpnąć powietrza mimo ostrzeżeń konduktora. To co znajdzie w trawie okaże się dla niego prawdziwym koszmarem... W tej historii urzekła mnie nie tylko wizualna strona opowieści (choć też), ale przede wszystkim spekulacje na temat tego, skąd wzięli się mieszkańcy traw. Może to inni pasażerowie, którzy niegdyś nie posłuchali mądrego konduktora? Morał: nie wysiadać z pociągu poza stacją!
Z kolei ten epizod jest u mnie na podium trzech najlepszych odcinków z całego serialu - obok "Fish Night" i "Zima Blue". W tej historii osadzonej w niedalekiej przyszłości dwójka astronautek bada księżyc Io. Gdy dochodzi do wypadku i jedna z nich ginie, druga musi podjąć wyczerpującą pieszą wędrówkę by ocalić swoje życie. Jednak po drodze okazuje się, że nic na Io nie jest takie jak się wydaje. Czy to co widzimy jest prawdą, czy jedynie halucynacjami udręczonej, rannej kobiety? A nawet jeśli - czy ma to aż takie znaczenie? Klasyczna, pełna psychodelicznych kolorów animacja przywodząca na myśl wspomniane "Fish Night" sprawdza się w tej historii rewelacyjnie, a sama historia zostaje na długo w głowie widza. Wspomnę jeszcze, że opowiadanie na podstawie którego nakręcono ten odcinek dostało w swoim czasie Nagrodę Hugo! I uwierzcie mi: zasłużenie. Absolutny "must have" dla każdego fana SF!
Jeśli mnie pamięć nie myli to ten odcinek zdobył najwięcej nagród branżowych i odbił się dość szerokim echem w popkulturze (sam widziałem zdjęcia licznych cosplayerek odtwarzających wygląd głównej bohaterki). Epizod bardzo przypominał mi animowany "Ghost in the Shell" - głównie z powodu klimatu azjatyckiej metropolii. Fabuła też jest niebanalna: tancerka erotyczna jest świadkiem zabójstwa. Rozpoczyna się dramatyczna ucieczka przed mordercą, która jednak zakończy się całkowicie inaczej niż ktokolwiek by sobie wyobrażał. Chylę czoła przed naprawdę niezłym zwrotem akcji w finale - bez wątpienia ta historia zostaje w głowie!
A to chyba najzabawniejszy ze wszystkich odcinków. Mimo że trwa zaledwie parę minut to pokładałem się na podłodze ze śmiechu! Trzy roboty wybierają się na turystyczną przechadzkę po postapokaliptycznej Ziemi. Wokół rozpadające się budynki, wraki aut i sprzętów, a także masa szkieletów ludzi zabitych w hekatombie. Generalnie coś jak Prypeć, tyle że z trupami. I jak na turystów przystało roboty strzelają selfiaki, komentują, zbierają pamiątki, wygłupiają się... aż do momentu gdy spotykają kota. Wtedy też cała tajemnica końca świata zaczyna nabierać sensu. Nie zdradzę Wam zakończenia, ale jestem pewien że Wam się spodoba! Jak się zresztą okazało, odcinek był tak dobry że doczekał się sequela w trzecim sezonie zatytułowanego "Three Robots: Exit Strategies" gdzie twórcy kontynuowali postapokaliptyczną satyrę, biorąc na celownik m.in. preppersów, libertarian i wszelkiego rodzaju technomilionerów. Złoto!
Na sam koniec odcinek, który - obok "Fish Night" walczył u mnie na podium najlepszego epizodu. Jest to głęboko filozoficzna opowieść dziejąca się w dalekiej przyszłości, gdzie najsłynniejszym artystą galaktyki jest tajemniczy Zima Blue. Pewnego razu dziennikarka zostaje przez niego zaproszona na ekskluzywny wywiad - Zima Blue szykuje się bowiem do zaprezentowania swojego finalnego i najważniejszego dzieła w karierze. Historia jaka się z tego wyłania opowiada głównie o poszukiwaniu sensu życia oraz istnienia. Bardzo dobre, bardzo mądre i zapadające w pamięć. Godne klasyków i największych pozycji science fiction!
Wniosek: Świetna antologia, a niektóre odcinki są wybitne!