"Black Mirror" ("Czarne Lustro")
O czym to jest: Antologia dystopijnych historii science fiction ukazujących potencjalne, współczesne zagrożenia związane z rozwojem technologii.
"The National Anthem"
"The Entire History of You"
"Be Right Back"
"White Bear"
"White Christmas"
"Nosedive"
"Shut Up and Dance"
"San Junipero"
"U.S.S. Callister"
"Bandersnatch"
"Rachel, Jack and Ashley Too"
Wniosek: Niektóre odcinki są wstrząsające i bardzo dają do myślenia. A niektóre to po prostu dobra rozrywka!
Recenzja serialu:
"Black Mirror" to specyficzna antologia. Tak w zasadzie to bardziej franczyza niż jednolita produkcja. Każdy odcinek to de facto samodzielny film, z innymi aktorami, reżyserami, odmiennym klimatem i przesłaniem. Niektóre epizody wprawdzie przeplatają się drobnymi motywami, ale to bardziej smaczki niż istotne powiązania. Na początku "Black Mirror" powstało jako serial brytyjski, który po dwóch sezonach przejął Netflix, windując go do rangi światowego fenomenu. I choć pod amerykańskim przewodnictwem odcinki straciły nieco na mocy, to nie można im odmówić ciągłego poruszania ważnych kwestii i jak najwyższej jakości wykonania! Gdybym miał opisać całe "Black Mirror" musiałbym omówić każdy odcinek osobno, ale prawdę mówiąc nie wszystkie są tego warte. Dlatego postanowiłem wybrać te - moim zdaniem - najważniejsze lub najlepiej zrobione, których zdecydowanie nie powinno się przegapić! Zaczynamy.
"The National Anthem"
To pierwszy odcinek serialu, a zarazem jeden z najczęściej omawianych, który dodatkowo zapewni widzom naprawdę mocne odczucia. Wielka Brytania, czasy współczesne. Księżniczka, ulubienica ludu (taka aktualna Księżna Diana) zostaje porwana. Porywacz wystosowuje ultimatum - premier kraju ma przed kamerami uprawiać seks ze świnią, albo porwana arystokratka zginie. Z początku absurdalne żądanie zaczyna być poważnie brane pod uwagę, gdy zbliża się ultimatum postawione przez porywacza. Epizod zadaje bardzo interesujące pytania: jak bardzo politycy powinni ulegać żądaniom wyborców? Czy osoba na stanowisku publicznym ma prawo do własnego, prywatnego życia? A może wszystkie "altruistyczne" czyny polityków służą tylko i wyłącznie utrzymaniu się na stołku i dalszym spijaniu śmietanki? Naturalizm odcinka wbija w fotel i wątpię, by pozostawił kogoś obojętnym. Jako dyplomowany politolog mogę po seansie potwierdzić to, do czego byłem już przekonany wcześniej: polityka to bagno i żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie wchodzi do niego dobrowolnie!
"The Entire History of You"
To z kolei odcinek, który z całego serialu zrobił na mnie największe, wręcz wstrząsające wrażenie. Sam nie wiem czemu, ale prawdopodobnie dlatego że dotknął najbardziej istotnej dla mnie części człowieczeństwa: prawa do autonomii myśli i prywatności. W tym wypadku niemal wszyscy ludzie na świecie mają wszczepioną w oczy kamerę, którą nagrywają wszystko co widzą. Mogą się potem cofnąć do dowolnego wspomnienia, a także dzielić się nim z innymi. Co jednak gdy te wspomnienia skrywają mroczne tajemnice, a ktoś za wszelką cenę postanowi je odkryć? To przerażająca wizja świata, w której nie da się niczego ukryć, a przecież jak wiemy nawet współcześnie, nie da się żyć z innymi ludźmi w pełnej szczerości - poczytajcie sobie o tym, co robi z człowiekiem schorzenie znane jako koprolalia. Poza tym nie bez powodu istnieje powiedzenie: "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Czasem po prostu lepiej nie wiedzieć. Czasu i tak nie da się cofnąć, więc po co się torturować do końca życia?
"Be Right Back"
Epizod porusza kolejny ważny aspekt ludzkiego życia - traumę po stracie ukochanej osoby. Najgorzej jest, gdy tragedia przychodzi nagle, niespodziewanie. Załóżmy, że ktoś wychodzi sobie na spacer i ginie w wypadku. Życie jego bliskich zostaje w tym momencie zawieszone. Co jeśli nie będą w stanie pójść dalej i zapomnieć o tym, kogo zabrał im los? A jeśli technologia pozwoli niejako przywrócić kogoś takiego do życia? Czy to pomoże? A może wręcz przeciwnie? Czy to moralne, by dokonać takiego zmartwychwstania mimo że nieboszczyk nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii? I teraz uwaga: aktualnie naprawdę trwają już prace nad tym, by stworzyć cyfrowego awatara, który zreplikuje naszą "świadomość" w oparciu o takie rzeczy jak posty w mediach społecznościowych, wiadomości e-mail etc. To nieco przerażające, prawda? Nie wiem jak wy, ale ja wolałbym chyba by moja śmierć pozostała śmiercią. Kolejna zaleta odcinka: świetna rola Domhnalla Gleesona, bardzo ciekawa w korelacji z jego występem w "Ex Machinie".
"White Bear"
A ten odcinek polecam pod rozwagę wszystkim zwolennikom kary śmierci lub/i tortur dla ciężkich przestępców. Zadaje bardzo ważne pytanie - czy stosowanie okrucieństwa "systemowego" w pełnym świetle jupiterów i w imię "sprawiedliwości" nie zrównuje nas z przestępcami, którzy stosują taką samą przemoc względem swoich ofiar? Wydaje mi się, że zasada "oko za oko" była aktualna tysiące lat temu i od tego momentu rozwój ludzkości poszedł nieco dalej. A może jednak nie? Może wciąż jesteśmy zwierzętami potrzebującymi wyłącznie chleba i igrzysk... Odkąd dawno temu jako wczesny nastolatek obejrzałem w kinie "Zieloną Milę" jestem zagorzałym przeciwnikiem kary śmierci i stoję na stanowisku, że miarą poziomu cywilizacji jest to jak traktujemy innych, słabszych od siebie. I tak, dotyczy to też schwytanych przestępców, zbrodniarzy i bandytów. Czy to znaczy że mamy być wobec nich łagodni i wyrozumiali? Oczywiście że nie! Ale jeśli będziemy odpowiadać ciosem na cios, na pewno nie będziemy od nich lepsi.
"White Christmas"
Ta pozycja nie jest pełnoprawnym odcinkiem jednego z sezonów, a epizodem specjalnym stworzonym zgodnie z tradycją brytyjskiej telewizji emitującej od dekad świąteczne odcinki seriali (jako takie ekstra wydarzenia telewizyjne). Ale nie dajcie się zwieść, bo choć akcja dzieje się w czasie Bożego Narodzenia, to nie ma w sobie nic ze świątecznego, radosnego klimatu... W tej wizji przyszłości ludzie mają możliwość blokowania osób, które uznają za niepożądane. Co to dokładnie znaczy? Nie są w stanie ich zobaczyć ani usłyszeć - widzą jedynie rozmazaną plamę i słyszą cichy szum. Działa to w dwie strony, bo zablokowana osoba nie może też ujrzeć blokującego, ani jego bliskich. Brzmi nienajgorzej, prawda? A co jeśli takiej blokady użyje matka uniemożliwiająca kontakt ojca z dzieckiem? Do czego posunie się desperat, by poznać swoją córkę? Jakie to przyniesie konsekwencje? Finałowy zwrot akcji (i to niejeden!) dosłownie wbija w fotel i zostawia bardzo ponure przemyślenia. Trochę przypomina mi to "Zbrodnię i Karę" Dostojewskiego. Jako kolejny plus doliczę rolę Johna Hamma, którego wybory aktorskie należy śledzić uważnie - i to nie tylko ze względu na "Mad Men".
"Nosedive"
To z kolei chyba mój ulubiony odcinek. To też pierwszy który został wyemitowany, gdy serial przejął Netflix. Główną bohaterką opowieści jest młoda niepozorna dziewczyna (w tej roli jak zawsze rewelacyjna Bryce Dallas Howard), która podobnie jak wszyscy ludzie na świecie żyje wg systemu popularności. Każda integracja z drugim człowiekiem jest oceniania przez jej uczestników systemem gwiazdek. Gwiazdki zaś przekładają się na punkty. Im jesteś popularniejszy/milszy/ładniejszy, tym na więcej gwiazdek i punktów od innych ludzi możesz liczyć. A te przekładają się na konkretne rzeczy: dostęp do dóbr materialnych, miejsc zatrudnienia oraz ogólnie rozumianej społecznej przyszłości. Brzmi przerażająco... Co gorsza - i tu mówię serio - w rzeczywistości Chiny naprawdę pracują nad wdrożeniem podobnego systemu oceny obywatela (tyle że przez państwo, a nie innych ludzi). Oby więc "Nosedive" nie okazał się ponurym zwiastunem na pozór utopijnej, a w rzeczywistości skrajnie dystopijnej przyszłości!
"Shut Up and Dance"
Ten epizod ciężko mi ocenić obiektywnie - wzbudza u mnie bardzo wielki niepokój. Dotyczy kwestii śledzenia w Internecie i związanych z tym konsekwencji. W tej historii grupa ludzi jest szantażowana przez tajemniczą osobę (organizację?), która ma dowody na ich niemoralne, tudzież nielegalne działania. Wykorzystuje ten szantaż, by zmusić ofiary do konkretnych czynności. Na pozór nieszkodliwych: przyprowadź samochód tu, zanieś torbę tam... Potem jednak sprawy eskalują. Jak daleko posunie się człowiek, by ratować swoją reputację? Czy będzie to warte swojej ceny? I w końcu: czy samozwańczy internetowi stróże sprawiedliwości nie są jeszcze większym zagrożeniem niż domniemani "przestępcy"? Jedno jest pewne - i to jest wskazówka dotycząca każdego aspektu życia - jeśli ktoś jest zdolny do szantażu, jest też zdolny do wszystkiego innego. Co ciekawe: w jednej z ról w odcinku wystąpił Jerome Flynn, czyli niepowtarzalny Bronn z "Gry o Tron"!
"San Junipero"
A tu prawdziwe zaskoczenie! Aż do momentu premiery tego epizodu wszystkie historie z "Black Mirror" okazywały się być ponure, niepokojące i wieszczące ponury efekt korzystania z wielu technologii. I nagle taka niespodzianka! W końcu wizja tego, jak we wzruszający i niezwykle humanitarny sposób można poprawić jakość życia. Konkretnie chodzi o kwestię nieśmiertelności, czyli przeniesienia świadomości po śmierci do wirtualnego świata, jakim jest miasto San Junipero. To dobre pytanie o kwestię tego co czyni nas ludźmi: czy jest to nasza fizyczność? A może uczucia i emocje? Może właśnie po wyzbyciu się granic ciała możemy w pełni zrozumieć to, kim jesteśmy? To piękna, wspaniała i wzruszająca historia, świetnie zagrana przez dwie ostatnio popularne aktorki: Mackenzie Davis i Gugu Mbathę-Raw. Co ciekawe, cały odcinek nakręcony jest w odcieniach różu, fioletu i koloru niebieskiego, czyli barw flagi biseksualistów. Nie bez powodu!
"U.S.S. Callister"
Rzecz jasna nie mogłem pominąć tego odcinka! To na pozór po prostu pastisz "Star Treka", bardzo jawny i bliski oryginalnemu serialowi (mam na myśli oczywiście pierwszego "Star Treka" z lat 60.). Ale jest w nim o wiele więcej. Genialny programista Robert Daly jest współtwórcą niezwykle popularnej sieciowej gry online. Jednak jego talent nie przekłada się na życie społeczne: Robert jest odludkiem, od którego inni trzymają się z daleka. W domowym zaciszu tworzy więc oparty na grze świat science fiction, wzorowany na jego ulubionym serialu z lat 60. Ale niestety gra służy Robertowi nie do rozrywki, a do wywierania zemsty: kopiuje bowiem świadomość innych osób do pamięci gry, by w ten sposób - odgrywając rolę tyranicznego kapitana statku kosmicznego - w końcu poczuć się kimś ważnym. "U.S.S. Callister" to historia o walce z tyranią, a także o dwóch twarzach jakie może mieć ta sama osoba: jedną w prawdziwym świecie, a drugą w wirtualnym (wszyscy znamy to aż za dobrze, prawda?). Na koniec z mojej strony słówko o obsadzie: Jesse Plemons ma niebywały talent do grania na pozór zwykłych nieszkodliwych facetów, którzy noszą w sobie najczarniejszy mrok (robił to wcześniej z powodzeniem w "Breaking Bad" i "Fargo"). Świetna rola!
"Bandersnatch"
O tym samodzielnym filmie pod szyldem "Black Mirror" muszę wspomnieć, ale nie względu na jego treść, ale formę. To bowiem jeden z pierwszych filmów interaktywnych, w których to widz decyduje o przebiegu akcji. Fabuła opowiada o młodym twórcy gier komputerowych w latach 80., który próbuje napisać grę doskonałą, w której - jak w życiu - odmienne decyzje na to samo zdarzenie powodują powstanie różnych wersji przyszłości. W tym wypadku to widz "Bandersnatch" decyduje o losach bohatera. Co jakiś czas fabuła filmu pauzuje w kluczowych momentach (typu: bohater przyjmie propozycję pracy czy nie?), a widz kliknięciem pilota od telewizora decyduje co będzie dalej. Jeśli nie podejmie żadnej decyzji, zostanie pokazane domyślne rozwiązanie. Obejrzałem kilka wersji z różnymi przebiegami fabuły i powiem tyle: żadna nie była na tyle porywająca, by "Bandersnatch" zapisał się na dłużej w mojej głowie. Opcja wyboru była oczywiście ciekawa, ale mówiąc szczerze za bardzo przypominała mi - nomen omen - grę komputerową. A jakbym chciał grać, włączyłbym konsolę. Filmy i seriale ogląda się jednak po coś innego: po to by być biernym, a nie aktywnym. Dlatego sądzę jednak, że film zawsze pozostanie filmem, a gra grą. Może to i lepiej!
"Rachel, Jack and Ashley Too"
I dotarliśmy do - póki co - finalnego odcinka "Black Mirror", który wieńczy niestety najsłabszy piąty sezon. Wspominam o nim ze względu na ciekawą rolę Miley Cyrus, która rozprawia się w nim niejako z własnym życiem (czytaj: nastoletnich gwiazd muzyki, wciągniętych w wir celebryctwa znacznie wcześniej, niż były na to gotowe). Mówiąc szczerze znacznie więcej jest tu odniesień do Britney Spears niż do samej Miley, zwłaszcza w kontekście ostatnich doniesień medialnych (poczytajcie sobie o ruchu #FreeBritney). Ale na szczęście ta historia nie jest kolejną ponurą wizją świata z którego nie ma wyjścia i ucieczki. To wbrew pozorom całkiem niezła komedia, pokazująca że siła ludzkiego ducha potrafi zmierzyć się z największymi przeszkodami. Nawet nie wiem czy jest tu mowa o globalnym zagrożeniu technologicznym - o dziwo tym razem chyba nie. No chyba że uznamy za zagrożenie wyzysk ludzi przez showbiznes, to wtedy tak... Z drugiej strony większość ludzi marzy o tym by być sławna, prawda? A to jednak ma swoją cenę.
Na chwilę obecną to koniec serialu "Black Mirror". Wg jego twórcy świat jest aktualnie wystarczająco ponury, że nie ma potrzeby tworzyć kolejnych dystopijnych wizji rzeczywistości, więc kolejnych odcinków nie ma w planach. Ale kto wie, świat się zmienia, technologia też... Być może za kilka lat "Black Mirror" powróci, by udzielać nam nowych lekcji i ostrzeżeń? Pożyjemy, zobaczymy.
Wniosek: Niektóre odcinki są wstrząsające i bardzo dają do myślenia. A niektóre to po prostu dobra rozrywka!