"Star Trek: Lower Decks"
O czym to jest: Przygody niezbyt rozgarniętej załogi na dość pechowym statku kosmicznym.
Wniosek: Świetne jako pastisz klasycznych seriali "Star Treka", ale też dobre jako serial sam w sobie!
Recenzja serialu:
Jedną z najważniejszych cech, za jakie mogę szanować twórców filmów i seriali, jest dystans do samego siebie i własnych dzieł. Uwierzcie mi, to wcale nie taka pospolita przypadłość! Na szczęście o ludziach prowadzących nową falę telewizyjnych przygód z uniwersum "Star Treka" można mówić w samych superlatywach. Nie dość że udało im się uwspółcześnić formułę przygód wymyśloną jeszcze w latach 60., to jeszcze zrobili to w poszanowaniu potrzeb widzów (czego dowodem jest nadchodzący serial "Star Trek: Strange New Worlds", który nie powstałby gdyby nie masowy ruch fanów) i na dodatek z ogromnym poczuciem humoru! Nic nie ilustruje tej ostatniej cechy lepiej niż druga w historii animacja z tego wszechświata, czyli "Star Trek: Lower Decks".
O serialu "Rick and Morty" słyszałem same dobre rzeczy i choć nie miałem jeszcze okazji go poznać to założyłem, że zatrudnienie jego twórców do stworzenia trekowej animacji to znakomity pomysł. I faktycznie! "Lower Decks" nie dość że wprowadza własny zestaw unikalnych postaci i przygód, to jeszcze służy za fantastyczny pastisz dotychczasowych produkcji z uniwersum. Jest o wiele lepszy niż "The Orville" który swoim fekalnym humorem ustawił poprzeczkę za nisko w stosunku do moich oczekiwań. Na sukces "Lower Decks" składa się kilka czynników: dynamiczna animacja idealna do kręcenia scen akcji i podkreślania mimiki postaci, krótka forma odcinków (zupełnie jak w "Star Trek: The Animated Series") jak i przede wszystkim rewelacyjny dobór aktorów do ról głosowych! Choć w tym wypadku można powiedzieć, że grają na pełen etat, bo wygląd ich postaci wzorowany jest na twarzach aktorów. Gdyby mieli więc przenieść się do jakiejś fabularnej produkcji starczyłoby ich zapakować w mundur Gwiezdnej Floty i sprawa załatwiona! Uwielbiam takie podejście!
Głównymi bohaterami historii jest dwójka młodych poborowych: niepokorna Mariner, która robi wszystko by świetnie się bawić i broń Boże awansować w strukturach floty, a także trzymający się procedur Boimler, dla którego wojskowy porządek i dryl są sensem życia. Te totalnie przeciwstawne charaktery, jak się już wkrótce okaże, będą się zderzać i nawzajem nakręcać, raz po raz ratując ich okręt z co bardziej absurdalnych zagrożeń (co ważne, powodowanych przez niekompetencję dowodzącej załogi na mostku). Głosu - i wyglądu - użyczyła tym postaciom dwójka aktorów, których poznałem dość niedawno, ale już zdążyłem pokochać: Mariner zagrała Tawny Newsome (rewelacyjna w "Space Force"), a Boimlera Jack Quaid, bez którego serial "The Boys" na pewno nie zaliczyłby takiego sukcesu.
Jeśli tylko "Star Trek" nie spuści z tonu, to mogę w ciemno oglądać każdą produkcję z tego świata. Jeszcze trochę i zacznę to przekładać ponad swoje ukochane "Star Wars", a to o czymś świadczy! Życzę "Lower Decks" jeszcze wielu sezonów i jestem pewien, że będę się rewelacyjnie bawić! Engage!
Wniosek: Świetne jako pastisz klasycznych seriali "Star Treka", ale też dobre jako serial sam w sobie!