"Catch-22" ("Paragraf 22") [2019]
O czym to jest: Przygody amerykańskich lotników na włoskim froncie w czasie II wojny światowej.
Recenzja miniserialu:
Mój pradziadek był kowalem. Jako rzemieślnik z krwi i kości miał pewne powiedzenie: "Po mistrzu się nie poprawia". Szkoda że George Clooney i inni twórcy serialowego "Paragrafu 22" nie mieli takiego pradziadka, który przekazałby im podobną mądrość. Czasem gmeranie przy doskonałości przynosi skutek odwrotny od zamierzonego! A powieść Josepha Hellera "Paragraf 22" nie bez powodu uznawana jest za jedną z najwybitniejszych antywojennych pozycji w historii literatury. Jako ktoś, kto właśnie skończył lekturę i zaraz potem sięgnął po miniserial mogę tylko potwierdzić tę opinię. Niestety w porównaniu zarówno do książki, jak i kinowej ekranizacji z 1970 roku (również zatytułowanej "Paragraf 22"), miniserial wypada bardzo, bardzo słabo.
Tu jednak zaznaczę - słabo nie z powodu jakości wykonania, ale braku klimatu i przesłania. Kluczem do sukcesu powieści był idealny miks groteski i czarnego (bardzo czarnego!) humoru, który pod spodem ukrywał głęboki naturalizm i horror wojny, w której jedynym prawem był tytułowy Paragraf 22 - który może znaczyć tak naprawdę wszystko. To zasada bez zasad mówiąca o tym, że wojna i wojsko robią z ludźmi co chcą i nic nie można na to poradzić. Ale mimo tego ponurego przekazu "Paragraf 22" rozśmiesza do łez podczas lektury. Co zaś zrobili twórcy serialu? Niemalże skasowali cały humor i groteskę, zostawiając jedynie naturalizm. Czy zrobili to dobrze - oczywiście tak, jakości wykonania nie można nic zarzucić (wspomnę chociażby poruszające sceny ze Snowdenem czy McWattem). Ale widzieliśmy już II wojnę światową w takim wydaniu, z "Kompanią Braci" i "Pacyfikiem" na czele. Usunięcie humoru z "Paragrafu 22" pozbawiło tę historię wyjątkowości, ustawiając ją w długim szeregu innych, poprawnych produkcji wojennych. A w tym wypadku poprawność to za mało!
Jestem głęboko rozczarowany, bo książka prosiła się, by ją przenieść na ekran scena po scenie. Gdzie jest kluczowa dla fabuły vendetta dziwki Nately'ego, gdzie jest przesłuchanie kapelana, odwiedziny rodziny u umierającego żołnierza, spisek Orra, śledztwo w sprawie Irvinga Washingtona, "śmierć" doktora Daneeki, Głodny Joe i jego aparat, wszechwładny ex-szeregowiec Wintergreen etc.? No i przede wszystkim gdzie finałowy twist i oferta pułkownika Cathcarta dla Yossariana? Czego jak czego, ale zmiany finału powieści (i dorzucania nowych wątków) to nie jestem w stanie wybaczyć. Po co to zmieniali, po co?!
Oczywiście chwalę zarówno aktorstwo (Christopher Abbott, choć nie był książkowym Yossarianem, spisał się bardzo dobrze), jak i scenografię, sceny powietrzne czy zdjęcia. Ale tak jak mówię: to za mało. Pewnie gdybym nie czytał powieści byłbym bardziej usatysfakcjonowany, ale w tym wypadku nie mam innego wyjścia jak obniżyć ocenę o jeden punkt za zbytnią frywolność fabuły w stosunku do oryginału. Przeczytajcie powieść, a potem obejrzyjcie film z 1970 roku - to Wam polecam.
Wniosek: Dobrze zrobione, ale kompletnie pozbawione ducha i głębi oryginalnej powieści.