"The Watch"
O czym to jest: Uwspółcześniona ekranizacja powieści Terry'ego Pratchetta o przygodach straży miejskiej w fikcyjnym Ankh-Morpork, największym mieście Świata Dysku.
Recenzja serialu:
Nie jestem przeciwnikiem zabawy konwencją i eksperymentowania formą, mało tego - gorąco wierzę w coś takiego jak licentia poetica oraz w to, że umiejętny artysta nie zgubi ducha historii niezależnie od tego, jakiego opakowania użyje. Niemniej w przypadku ekranizacji kultowych książek o Straży z cyklu "Świata Dysku" Terry'ego Pratchetta muszę sobie zadać pytanie: czy ta produkcja naprawdę jest dobra nie gubiąc ducha powieści mimo kontrowersyjnej formy, czy może to powieści są aż tak dobre, że nawet taki gwałt na formie nie był w stanie ich spieprzyć?
Jestem ogromnym fanem Terry'ego Pratchetta od lat, wszystkie tomy "Świata Dysku" mam na półce, a czytałem każdy z nich co najmniej kilkukrotnie. Nie mówię że jestem totalnym fachowcem w tej dziedzinie, ale co nieco tam wiem. Obejrzałem też wszystkie dotychczasowe ekranizacje, zaczynając od nudnego do bólu "Wiedźmikołaja", przez zachowawczy "Kolor Magii", aż do świetnego "Piekła Pocztowego". Na serial o kapitanie Vimesie i Straży Ankh-Morpork czekałem od lat, z uwagą śledząc każdy strzęp doniesień na ten temat. I szczerze: naprawdę nie spodziewałem się takiego opakowania! Książki osadzone są w realiach renesansowo-wiktoriańskiej Anglii (a Ankh-Morpork to taki Londyn rzecz jasna), oczywiście ze sporą domieszką czystej fantastyki i zapożyczeń z innych kultur oraz motywów. Tymczasem twórcy serialu postanowili odważnie wkroczyć w XXI wiek prezentując nam serial współczesny, co nieco przypominający dystopijne lata 90. (w których zamiast pistoletów dominują kusze) i na dodatek wizualnie zanurzony po uszy w stylistyce queer - tak mocno, że mógłby wręcz uchodzić za manifest całej subkultury LGBTQ+. Wszystko co scenarzyści wyczytali na stronach powieści zostało tu przemielone i podane w psychodelicznej formie, wliczając w to zaskakującą miejscami zmianę płci i wyglądu bohaterów. Gdy zestawimy "The Watch" ze wspomnianym "Piekłem Pocztowym" przypadkowy widz nigdy by nie zgadł, że pochodzą one z tego samego uniwersum. I tak jak wspomniałem we wstępie, nie mam nic przeciwko temu, że twórcy popuścili wodzom fantazji. Mam jednak wrażenie, że wspomniane zmiany były po prostu bezcelowe i stworzone do tego, by szokować dla samej idei szokowania. Tylko po co?
Doceniam sporo elementów, bo jako fan uniwersum podczas seansu bawiłem się całkiem nieźle. Nie brakuje charakterystycznego humoru Pratchetta, nie zapomniano o wielu motywach i wątkach (poruszonych choćby pobieżnie), a fabuła dość mocno trzyma się kupy, co naprawdę nie było łatwe przy ostrym i chaotycznym montażu. Aktorów - nawet tych którymi zmieniono płeć - dobrano całkiem nieźle, ze wskazaniem na Marchewę, Cudo Tyłeczek (najlepsza postać serialu!) i samego Vimesa, który przekonał mnie do siebie w pełni (choć nie od razu). Największa szkoda, że scenarzyści zgubili większość kontekstu społeczno-politycznego książek, którego nie da się oddzielić od twórczości autora (wyjątkiem są jedynie gobliny z ich pełzającą marksistowską ideologią). A no i niestety nie podaruję, że Vetinariego nie zagrał Charles Dance, który w "Piekle Pocztowym" postawił tej postaci chyba najwyższą pieczęć jakości.
"The Watch" już otrzymało najgorszą karę, jaka mogła spotkać taką produkcję - hejt fanów książek Pratchetta i całkowitą obojętność reszty światowej widowni. Ciężko znaleźć jakąkolwiek opinię na temat tej produkcji, bo po prostu mało kto ją oglądał i tak już raczej zostanie (można liczyć ewentualnie na opóźnioną kultowość, ale tylko w wypadku, gdy serial namierzy szeroka społeczność LGBTQ+). Dlatego też zakończenie serialu ostrym cliffhangerem urywającym wątki dosłownie w połowie sceny, bez realnej wizji nakręcenia drugiego sezonu, uważam za grzech śmiertelny, który powoduje, że oglądanie całości staje się bezcelowe i obniża moją finalną ocenę. Terry Pratchett by tego nie pochwalił.
Wniosek: Wierne duchowi książek, ale bardzo kontrowersyjne w formie. Szkoda że bez zakończenia!