"Superman Returns" ("Superman: Powrót")
O czym to jest: Superman powraca na Ziemię po kilku latach i musi stawić czoła nowym wyzwaniom i starym zagrożeniom.
Recenzja filmu:
Po snyderowskiej wersji "Justice League" miałem niedosyt komiksowych ekranizacji uniwersum komiksów DC, postanowiłem więc w końcu nadrobić jedynego "Supermana", którego jeszcze nie widziałem - pierwszą w XXI wieku próbę (nieskuteczną) przywrócenia Człowieka ze Stali na srebrny ekran. "Superman Returns" z 2006 roku był tzw. miękkim rebootem, czyli produkcją z jednej strony stanowiącej kontynuację serii "Superman" z Christopherem Reevem, a z drugiej próbą ustanowienia czegoś nowego i rozpoczęcia nowego cyklu filmów. To, jak wiemy, nie nastąpiło - a ja chyba wiem dlaczego.
"Superman Returns" ma tylko jeden, ale za to śmiertelny grzech, który przekreśla wszystkie jego zalety - jest NUDNY! Ciągnie się niemiłosiernie i bez końca, nie mając ani tempa, ani talentu do skupienia uwagi widza. Pojedyncze wyjęte z kontekstu sceny są naprawdę dobre i zapisują się w pamięci (jak chociażby ratowanie spadającego samolotu czy finałowa rozróba na trującej wyspie Lexa Luthora), ale to za mało! W kinie superbohaterskim musi się coś dziać, a jeśli się nie dzieje, to muszą to nadrabiać aktorzy. Jednak w tej produkcji błyszczy jedynie Kevin Spacey jako Lex Luthor (choć nie przebił Gene'a Hackmana), a cała reszta - wliczając to Brandona Routha jako Supermana - jest zaledwie poprawna. Negatywne uczucia mam jedynie do Kate Bosworth jako Lois Lane, która była tak bezbarwna, że ilekroć próbuję ją sobie przypomnieć w tej roli, podstawia mi się buźka Amy Adams (pytanie czy to dobrze, czy źle?).
"Superman Returns" powstało w nieodpowiednim momencie i w nieodpowiedniej formie, by dać nowe życie przygodom kryptońskiego obrońcy Ziemi. Można się kłócić czy sukces w tej roli odniósł Henry Cavill kilka lat później, ale jedno jest pewne: jego dało się o wiele wyraźniej zapamiętać. Podziękujmy więc "Superman Returns" za kilka fajnych scen i to tyle - może wrócę kiedyś do tych klipów, ale wyłącznie na YouTube.
Wniosek: Ogólnie nudne, ale miewa rewelacyjne momenty.