"Loki"
O czym to jest: Asgardzki bóg psot pomaga policji czasowej w schwytaniu groźnego przestępcy.
Recenzja serialu:
"Loki" to trzeci z fabularnych seriali Marvela uzupełniających kinowe uniwersum filmów i jak do tej pory okazał się najbardziej udany. Wszystko wskazuje na to, że jest też niezwykle ważny dla całej historii, a jego finał zapowiedział co się teraz będzie działo w uniwersum po zakończeniu sagi Thanosa i Kamieni Nieskończoności wraz z "Avengers: Endgame". Moje odczucia są dość pozytywne, ciekawi mnie co jeszcze planują twórcy z Disneya i bez wątpienia mogą liczyć na moje pieniądze, jeśli wciąż będą mi sprawiać frajdę. Powodzenia!
A sam serial "Loki" okazał się dokładnie taki jak pokazuje zwiastun. Bystry, oparty w dużej mierze na grze aktorskiej i zanurzony w wiarygodnej scenografii przełomu lat 70. i 80. Osobiście liczyłem jednak na nieco większy nacisk na tzw. buddy movie, w którym Tom Hiddleston i Owen Wilson rozwiązywaliby zagadkę odcinek po odcinku. Tymczasem serial przeskoczył dość płynnie z kryminału do space opery pełną gębą... Czy słusznie? Na pewno była w tym jakaś myśl przewodnia, a cliffhanger obiecujący drugi sezon opowieści nie pozostawia wątpliwości, że to jeszcze nie koniec. Dlatego doceniam i ufam twórcom że wiedzą dokąd nas prowadzą.
Tom Hiddleston gra Lokiego od tak wielu lat, że przychodzi mu to zupełnie naturalnie. Nie sądziłem że można (i trzeba) dopowiedzieć coś więcej do tej postaci po wydarzeniach z "Thor: Ragnarok", niemniej to co zobaczyłem wydaje mi się jak najbardziej spójne i udane. Owen Wilson jak wiadomo to klasa sama w sobie, podobnie jak zjawiskowa Gugu Mbatha-Raw. Nowością była dla mnie Sophnia Di Martino jako Sylvie - i choć nie przypadła mi do gustu ani jako postać ani jako aktorka, doceniam jej wysiłek włożony w ten serial. Także obsadzie nie mogę nic zarzucić, podobnie jak efektom czy dialogom, wliczając w to przyzwoite poczucie humoru (to głównie dzięki Owenowi Wilsonowi). Jest dobrze!
Co ważne: "Loki" to moim zdaniem jeden wielki gest Kozakiewicza w stosunku do wszystkich poukrywanych po piwnicach nerdów, którzy będą się kłócić nad wyższością i "kanonicznością" komiksu X nad komiksem Y. Cały wątek tzw. "sacred timeline" to jedna wielka satyra na ten temat i choćby za to trzeba docenić ten serial.
Wniosek: Zabawne i wkręcające, choć czasem traciło tempo.